Archiwum maj 2014, strona 3


maj 21 2014 Orkiestra dęta
Komentarze: 0

Słucham sobie muzyki. Praktycznie przez większość dnia. W pracy, w domu. Teraz słyszę jakiegoś młodego chyba trębacza. Gra utwór z Pięknej i bestii. ladnie gra, choc troche czasami nie stroi, powiedział by kapelmistrz z orkiestry w której gram. Też na trąbce. W sumie gram niecałe dwa lata, ale nie jestem małolatem. Zaczynałem grac dawno temu i wtedy byłem ośmiolatkiem. Przez przypadek, albo los tak chciał, w podstawówce do której chodziłem była orkiestra dęta. Każda uroczystość była uświetniana jej występami. Kiedy pierwszy raz usłyszałem jak grają to już wiedziałem ,że też chcę to robić. Poszedłem na próbę i po wystukaniu jakiegoś prostego rytmu dostałem swój pierwszy dęty instrument- alt, dokładnie to sakshorn altowy się nazywało. Zabrałem go do domu i zaraz usiadłem do ćwiczenia, żeby nia zapomnieć jak wydobywa się dźwięk. W domu jakiejś euforii nie było z tego powodu ,że postanowiłem zajmować się czymś takim. Ojciec zapytał tylko czy saksofonu nie było i na tym skonczyła się nasza rozmowa o moim nowym hobby. Reszta domowników też tak średnio zachwycona była. Dziadek obawiał sie co sąsiedzi powiedzą, babcia była przerażona że dywan zniszczę, bo z instrumentów dętych wylewa się czasami wodę. Skrapla się powietrze wdmuchiwane po prostu. Mama nie pamiętam dokładnie, ale chyba też raczej obojętnie na to patrzyła. Ja za to byłem szczęśliwy za wszystkich. Grałem praktycznie co kilka minut, żeby nie zapomnieć. Nawet wieczorem myślałem sobie ,że jak się w nocy obudzę to też, będę sprawdzał czy nie zapomniałem jak się dźwięk wydobywa, bo wydobyciedźwięku z instrumentu dętego nie jest sprawą łatwą wbrew pozorom. Przekonałem się o tym kiedy poszedłem na swoją drugą próbę. To była zima, na dworze leżał śnieg. Droga do szkoły nie była długa , ale trochę ochłodzil się instrument i mnie usta zmarzły. Kapelmistrz polecił mi przygotowanie instrumentu, usiadłem sobie, próbuję coś zagrac,a tu tylko jakiś syk się wydobywa z niego. Nie ćwiczyłeś w domu, musisz oddać instrument usłyszałem i przeraziłem się. Jak to nie ćwiczyłem , cały czas ćwiczyłem, pomyślałem sobie, ale nie powiedziałem nic, bo ja tak ogólnie niewiele mówiłem. Na szczęście drugi nauczyciel był trochę bardziej wyrozumiały i pozwolił mi jeszcze raz spróbować. Trochę się już rozgrzałem i druga próba była pomyślna. Dźwięk był jak trzeba i nawet pochwałę otrzymałem, ale niewiele brakowało, a moja przygoda skończyła by się bardzo szybko. Chętnych było więcej niż instrumentów i dlatego trzeba było się starać. Ja się naprawdę starałem. Sprawiało mi to naprawdę przyjemność. Tylko niestety innym domownikom niekoniecznie, ojciec wrzeszczał żebym nie grał, bo przeszkadzałem mu w spaniu kiedy wracał pijany , a często sie to zdarzało. Sąsiedzi też nie rozumieli mojej pasji niestety, ale i tak dobrze mi szło granie i po niedługim czasie kapelmistrz poinformował mnie, że będę grał na szkolnej uroczystości. Byłem naprawdę szczęśliwy kiedy to usłyszałem. Bo to było moje marzenie grać w tej orkiestrze którą słyszałem na sali gimnastycznej. Niestety, spotkał mnie kolejny zawód- starszy kolega z orkiestry spotkał mnie na korytarzu w dniu występu i mówi- po co przyszedłeś, przecież ty jeszcze nie umiesz grać. To już do płaczu mnie doprowadziło. I tak sobie szedłem zapłakany po korytarzu z moim altem i znowu się do mnie szczęście uśmiechnęło, bo spotkałem mojego  nauczyciela. Wytłumaczyłem co się stało i razem już poszliśmy do sali w której orkiestra ćwiczyła. Starszy koleżka dostał reprymende, ale nie dawał za wygraną- przecież on jeszcze nie umie grać. Nauczyciel pan Paweł ,bo tak miał na imię , na to że umiem coś już grać. Skończyło się tak ,że pan Paweł kazał mi coś zagrać i zagrałem. Cała sala ryknęła śmiechem, bo na alcie nie grało się melodii tylko taki akompaniament, takie um pa um pa um pa pa pama pam w skrócie, ale w końcu stanęło na tym ,że zagrałem na tej uroczystości. Graliśmy tak,że szyby w oknach drżały, a nawet cała sala gimnastyczna. Było super- spełnienie marzeń. Graliśmy takie amerykańskie marsze- West Side, Morning Post i nie pamiętam co jeszcze, pewnie Hymn Polski. Jakiś czas później pierwszy występ solowy na apelu. Grałem Prząśniczki. Wyszło średnio, początek trochę słabo, ale później dobrze. I tak zadomowiłem się w orkiestrze. Po jakimś roku gry zmiana instrumentu na trąbkę i zaczęły się problemy. Jedna trąbka się popsuła, druga też nie grała jak trzeba, w końcu dostałem taką z której byłem zadowolony i znowu coś nie tak - nauczyciel mówi ,żebym na następną próbę przyszedł z którymś z rodziców. Nie wiedziałem co się stało, ale poszedłem z mamą i okazało się ,że pan Paweł stwierdził,że powinienem chodzić do szkoły muzycznej. Znowu spłynęło na mnie wielkie szczęście i jeszcze szybciej popłynęło dalej, bo znowu tylko ja się cieszyłem z wizji nauki w szkole muzycznej. W domu narada. Ojciec nic chyba nie mówił, bo albo go nie było  albo spał pijany, mama nawet była tak trochę na tak, ale nie do końca. Generalnie decydowała wtedy o wszystkim w domu babcia. On do szkoły muzycznej, nie da sobie rady, a kto go woził będzie. Rodzice pracowali na dwie zmiany, ojciec prawie cały czas spał pijany po południu, może nie pijany , ale pod wpływem, dziadek od początku nie był zainteresowany tym moim graniem, a babcia kategorycznie stwierdziła- ja go wozić nie będę. Trudno i darmo- takie padło stwierdzenie-a i tak sobie tam rady nie da. No i tym razem już , nie znalazł się nikt kto z pomocą przyszedł. Grałem sobie dalej w orkiestrze, ale zapału było coraz mniej, zrozumienia otoczenia też. Kumple się śmiali, że z jakąś walizką chodzę, zamiast robic to co wszyscy na podwórku. Myślałem o tej szkole cały czas, nawet na wagary zacząłem chodzić i jeździłem sobie pod szkołę muzyczną. Tak popatrzeć na dzieciaki które tam chodzą. W sumie to nie wiem po co. Przestała mnie ogólnie nauka obchodzić i na trąbce przestałem ćwiczyć w domu, Coś tak jakby we mnie pękło. Zawsze sobie już myślałem - nie uda się , nie dam sobie rady. I tak już  pozostało, teraz też sobie tak myślę czasami. Szkoda,że nie potoczyło się to inaczej. Trzeba mieć trochę szczęścia w życiu, żeby znaleźć się w od[powiednim miejscu i czasie i na odpowiednich ludzi trafić. Pewnie inaczej wyglądało by moje życie ,gdyby wtedy w domu wszyscy powiedzieli- nasz syn, wnuczek będzie chodził do szkoły muzycznej, może będzie kiedyś muzykiem kto go będzie woził do szkoły- ja, ja, może wszyscy razem. Może bym tej szkoły wcale nie skończył, ale nie miałbym w głowie tego- nie uda mi się , nie dam sobie rady. Szkoda ,że nie wpadłem na pomysł, żeby nagrać to co kiedyś grałem. Na alcie i na trąbce. Chętnie posłuchałbym sobie teraz. I to jest kolejna z rzeczy którą chciałbym mieć. Pewność siebie i te nagrania.

88888888 : :