Archiwum czerwiec 2014


cze 28 2014 WOLNOŚĆ
Komentarze: 0

Co to jest wolność tak się zastanawiam. Coś tam pamiętam ze szkoły o wolnych obywatelach starożytnych państw. To byli ludzie którzy mogli chyba brać udział w demokratcznych wyborach. Coś takiego to było. Na pewno też wolność jest przeciwieństwem niewoli, niewolnictwa. Jest jeszcze wolnośc słowa, wyznania. Ludzie w przeciwieństwie np. do psów czują potrzebę bycia wolnymi. Bo psy to tacy niewolnicy ludzi są. Jakby na to nie patrzeć, to za dużo wolności nie mają, ale też chyba nie potrzebują, a nawet potrzebują człowieka, który będzie ich panem. Niektórzy ludzie też chyba nie potrzebują wolności. Ogólnie to obserwuję ludzi i zastanawiam się co jest tak naprawdę ważne dla człowieka. Ktoś powie-rodzina ,ale już wiadomość że gdzieś tam kogoś ktoś inny gnębi i tej cudzej rodziny nie szanuje, nie robi na człowieku dla którego rodzina jest najważniejsza, żadnego wrażenia. Nawet jeszcze się cieszy jakiś oszołom czasami, że coś się gdzieś sypie i wali. Rodzina najważniejsza, ale tylko własna. Wolności też nie potrzebuje taki typ, dla którego rodzina jest najważniejsza. Chciałby mieć wszystko, ale niekoniecznie własne, mogłoby być wspólne, wszystkich. Ale czy na pewno? Nie jestem przekonany tak do końca. Typ szydzący z wolności wspomina czasy tzw. komuny jako mlekiem i miodem płynące. Wszystko było wspólne wtedy ponoć i każdy brał ile potrzebował. Ciekawe czy na zapas brali. Chyba tak , bo przeminęły te czasy złote. Może jakby naprawdę brali tyle ile potrzebowali i nie więcej to trwały by te czasy do dzisiaj. Ale czy ludzie byli wtedy szczęśliwi. Pamiętam te czasy. Nie widziałem wtedy zbyt wiele tego szczęścia, za to gdzie nie nadstawiło się ucha słychać było narzekanie na nich, czyli władzę wtedy panującą, tak ogólnie na system ten socjalistyczny. Tak było wspaniale wtedy, że ludziom paszportów nie pozwalali mieć w kieszeniach, żeby nie spi.....wszyscy z tej wspaniałej krainy, gdzie wszyscy wszystko mieli wspólne i mogli brac ile potrzebowali. Zastanawia się też taki kolo, do czego ludziom potrzebna wolność. Mają co jeść, gdzie mieszkać to co im się nie podoba? Tylko ,że ty też masz gdzie mieszkać i głodny nie chodzisz, a nie jesteś chyba tak całkiem zadowolony. Dlaczego? Bo nie masz własnego mieszkania? A po co ci własne, nie wystarczy ,że masz gdzie mieszkać? Martwi cię że ktoś inny np. kolo u którego pracujesz ma więcej? Dlaczego? Przecież masz tyle ile potrzebujesz. Po co ci więcej? Dobra materialne nie są przecież najważniejsze hahahaha. Wolność też nie jest potrzebna, wane żeby mieć to co potrzebne. Ciekawe co myśleli ludzie którzy kiedyś walczyli o wolność. W sumie to nie jestem przekonany czy walczyli o wolność. Chyba raczej o władzę i własne życie. Najpierw ktoś chciał przejąć władzę, a poźniej ci których udało mu się namówić do walki, walczyli o własne życie, ale też o wolność. Bo chyba jednak ludzie chcą być wolni, tyle że nie wszyscy. Niektórzy wolności nie potrzebują. Ciekawe dlaczego tak jest. To chyba takie przystosowanie się do warunków. Ryby na przykład tak mają ,że zmienia im się barwa ciała w zależności od środowiska w jakim żyją. W wodzie z ciemnym dnem mają tez takie ciemne barwy. Ludzie może też przez lata przyzwyczajali się do tego braku wolności, niektórzy nigdy jej nie mieli. To takie genetyczne uwarunkowania hahaha. Można chyba przyzwyczaić człowieka do takiego stanu gdzie będzie miał jakieś tam minimum zapewnione i zrezygnuje z prób  polepszenia swojej pozycji. Ale to już chyba trochę przegięcie, bo prawie o każdym człowieku można by powiedzieć , że nie zależy mu na wolności. Chodzi o to ,żeby to minimum było na odpowiednim poziomie, ale to już też taka jest nie do końca dająca sie obliczyć wartość. Umowne to takie bardzo. Jeden może czuć się wolny i zadowolony ze swojego życia , a dla kogoś innego to będzie stan nie do przyjęcia. Pewne jest, że ludzie potrzebują wolności, bo nie byli szczęśliwi w czasach gdy ta wolnośc była mocno ograniczona. Zdarzali się wtedy zadowoleni, ale to zdecydowana mniejszość była i nie jestem też do końca przekonany ,że byli całkiem szczęśliwi. Ogólnie to szare były czasy, ale to już chyba pisałem. Wku... mnie mocno kiedy ktoś kibicuje tym którzy wolność innym chcą odbierać. Może gdyby tak naprawdę wolnośc stracił, to dopiero wtedy by zrozumiał co miał. To wszystko brak wyobraźni chyba, bo inaczej  nie potrafię tego sobie wytłumaczyć. Ale tez jeszcze może to być jakiś żart. Taki czarny humor. Gościu idzie z Biblią w ręku, opowiada o tym jak zły jest świat, a za chwilę pasjonuje się nowymi rodzajami broni, która do zabawy nie służy, bo to nie fajerwerki. Niezły bezsens.Tak ogólnie to taki bezsens , że szkoda czasu żeby o tym pisać. 

88888888 : :
cze 26 2014 2 i PÓŁ ROKU
Komentarze: 0

Pirwszego wyjazdu z synem nad morze nie wspominam zbyt dobrze. Była z nami jeszcze jego mama i może dlatego. Ale też może ze względu na pogodę . Lało cały czas, mama siedziała tylko w pokoju, a ja jeździłem z małolatem w wózku po plaży , okolicy. I tak minął ten pierwszy wspólny, w sumie to drugi wspólny rodzinny wyjazd nad morze, bo pirwszy raz jak byliśmy to małolat już też był, tyle że nawet o tym nie wiedzieliśmy jeszcze. Też było ciężko. Ogólnie to zawsze z matką mojego syna było ciężko. Wiecznie jakieś pretensje, problemy. Ideałem nie jestem , ale bez przesady. Nie wszystko co źle się układało było przeze mnie, czy przez moje nieudacznictwo jak zarzucała mi zawsze mama mojego syna. Kiedy jechaliśmy na kolejne wakacje, nawet się nie martwiłem przez chwilę ,że jadę z synem , bez jego matki. Jeszcze taki koleżka ze swoją dziewczyną z nami jechali i tego koleżki siostrzenica, o rok starsza od mojego dziecka, mającego wtedy 2 i pół roku. Mamuśka mojego syna miała jakieś inne plany, ja o tym wiedziałem i wcale mi to nie przeszkadzało. Wręcz cieszyłem się ,że jej nie będzie. Już od jakiegoś czasu wtedy z synem we dwójkę wszędzie jeździliśmy. Mieliśmy trochę kasy odłożonej, po którejś z kolei awanturze, a awntury i awanturki to był wtedy chleb powszedni, mama syna rzuciła we mnie częścią kasy, mniejszą częścią oczywiście, niewiele mniejszą ,ale zawsze, bo ja zawsze na związkach z matką mojego dziecka tak wychodziłem. Zawsze jakieś straty musiały być. Wtedy się wcale tym nie przejmowałem. Tak mi się dał we znaki ten związek, że naprawdę szczęśliwy byłem, że wychodziła rano z domu i nie musiałem wysłuchiwać rannych pretensji. O wszystko w sumie. Dokładnie. Nawet mi się nie chce wymieniać. Mój dzień wyglądał wtedy tak,że rano wstawałem , ubierałem małolata, w międzyczasie wypuszczałem psa na podwórko, pokowaliśmy się do auta i zawoziłem syna do swoich rodziców. Jechałem do pracy, a po pracy zabierałem dziecko i jechaliśmy sobie gdzieś. Do jakiegoś parku, na plac zabaw. Codziennie gdzieś. Tak do wieczora. Wracaliśmy do domu na kolację, coś tam jeszcze porobiliśmy w domu, a później wychodziłem z domu, uciekając w sumie przed tymi awanturami i pretensjami. Były wtedy mistrzostwa świata w piłkę chyba. No tak dokładnie osiem lat temu to było. Mecz u koleżki, różne tam znieczulające substancje. Powrót późną nocą, rano pobudka , małolat do babci ja do pracy, po pracy znowu gdzieś do parku, po.źniej wieczorem znowu wychodziłem. Czasami do innego koleżki, tego z którym później pojechaliśmy na te pierwsze wakacje beż matki syna. W sumie tylko tydzień byliśmy, mama syna pytała dlaczego tak krótko, co to jest tydzień -mówiła, jedź z nim na dłużej. Miała jakieś tam inne plany, ale akurat znajomi nie chcieli na dłużej i tylko ten tydzień byliśmy. To był taki chrzest bojowy, mnie jako ojca. Tydzień czasu tylko z małolatem. No byli jeszcze ci znajomi, ale wieczorne kąpiele, poranne mleko, to już na mojej głowie tylko było. Oni mieli swoje dziecko, w sumie to nie ich, ale przez ten tydzień to tak jak ich. Ja z synem mieszkaliśmy w takim małym pokoiku. Łóżko, szafa, wyjście do łazienki prosto z pokoju. Jak rozłożyłem łóżeczko takie turystyczne, to już za dużo miejsca nie było tam w tym pokoiku, ale było w porządku. Znajomi mieli pokój z wyjściem do ogródka i ten ogródek był tylko do naszej dyspozycji. Wieczorem dzieciaki szły spać, a my sobie rozpoczynaliśmy wieczorne życie, bez dzieciaków. Okno z pokoju mojego i syna wychodziło też do tego ogródka tak że miałem na oku i uchu małolata, który spał sobie w łóżeczku. Ale nie obudził się ani razu. Rano po śniadaniu wychodziliśmy na plażę, pogoda przez ten tydzień była super. Słońce cały czas. Na plaży kopanie dołów, zamki, auta z piasku. Koleżka się śmiał,że obładowany różnymi klamotami, małolata zawsze jechałem na tą plażę. No ale ja tam w sumie dla dziecka pojechałem. To tak trochę chyba przez to ,że ja nigdy ze swoimi rodzicami nie jeździłem na takie wyjazdy. Dlatego zawsze chciałem mieć dla swojego małolata wszystko co mogło mu się na tej największej piaskownicy w okolicy przydać. No i było tych klamotów rzeczywiście dosyć dużo. Na plaży do obiadu. Mój małolat wtedy jeszcze był na etapie popołudniowych drzemek. Koleżanka syna raczej nie drzemała w dzień. Ogólnie tak się starałem to organizować ,żeby ok. 14 zwinąć się z plaży i jechać na jakiś obiad. Małolat sobie drzmał przez drogę w wózku czasami. a czasami dopiero w drodze powrotnej po obiedzie zasypiał. Ci znajomi to ogólnie tak trochę jak na świra na mnie patrzyli. Przez te zabawki, i przez to że na te obiady tak się zawsze zwijałem z plaży. No ale moj syn akurat tak miał wtedy, że musiał się zdrzemnąć w dzień, bo inaczej to by był mocno uciążliwy poźniej hahahha. Zawsze zasypiało moje dziecko najszybciej będąc w ruchu. W aucie , w wózku. Czasami tylko wyjeżdżałem z plaży wózkiem i już spał. Do baru z plaży było ponad kilometr pewnie, to sobie drzemał przez drogę. Później jeszcze w barze ciął komara. Jak się obudził to coś sobie zjedliśmy i z powrotem na plażę. Fajny to był tydzień, chociaż trochę męczący dla mnie. Słońce dawało czadu wtedy. Jedyne niedopatrzenie to takie było z mojej strony ,że uszu dziecku nie smarowaem kremem z filtrem i trochę się spiekły mu za mocno hahaha. Ale trochę tylko, w sumie miał cały czas czapkę na głowie , chyba że w wodzie się pluskały dzieciaki. A mój syn to z wody mógłby wcale nie wychodzić. Było zajefajnie poprostu. Ogólnie podobało mi się to miejsce. Ten ogródek do naszej dyspozycji, też super.Wieczorne grile, wędkarskie opowieści, było wesoło. Wesoło było cały czas. Takie wesołe to były miesiące wtedy. Jechałem na znieczuleniu, no ale co zrobić. Czasami tak się układa, tzn. nie układa i trzeba się znieczulić, żeby nie zwariować. Może bez znieczulenia to bym siedział i myślał -co tez matka syna teraz robi, albo wisiał bym na telefonie. A jak się delikatnie znieczuliłem, to nie myślałem o niej wcale. No ale to takie było delikatne znieczulanie się , bo było dziecko cały czas. Przez ten tydzień , to myślę że zżyłem się bardziej z dzieckiem niż przez , no nie wiem jak to określić, ale ogólnie bardzo się tak zjednoczyliśmy. Myślę że każdy ojciec powinien taki wyjazd zaliczyć w swojej ojcowskiej karierze. To taki jest czas kiedy się czuje,że jest się naprawdę ojcem tego dziecka. W domu to wiadomo, jest jeszcze matka, babcia, dziadek. A na takim wyjeździe tylko ja i syn. Nie można sobie pozwolić na jakieś odpuszczanie. Nie jest łatwo czasami, ale jest naprawdę satysfakcja kiedy się widzi,że udało się tak wszystko zrobić ,że jest ok. Małolat zadowolony. I ja też zawsze wtedy byłem happy hahhaa. Ale przed tym wyjazdem, takim pierwszym długim, wcześniej jeździliśmy w dwójkę na różne eskapady. Pierwszy raz dotarło do mnie, że jestem tak naprawdę potrzebny dziecku i że on liczy na mnie, kiedy pojechaliśmy zobaczyć samoloty do Warszawy. Wycieczka do stolicy. Jechaliśmy autem na Okęcie, a później już po Warszawie w wózku małolat jechał. Weszliśmy do jakiejś kawiarni, baru napić się czegoś ciepłego i spojrzał tak na mnie syn takim wystraszonym wzrokiem i powiedział tak cichutko- tato zrobiłem siku. To był taki moment, że sobie uświadomiłem ,że bardzo go kocham. Nie da się tego opowiedzieć. Trzeba było widzieć ten jego wzrok i usłyszeć jak to powiedział. Zawsze to będę pamiętał. Mamuśce mojego syna to w tamtym czasie szczerze współczułem ,że nie była tak z dzieckiem dłużej nigdzie sama. Miała jakies tam swoje romansidła chyba, ale ominęło ją bardzo dużo. Tyle że to by się nie wydarzyło wszystko gdyby tam była. Tzn. wydarzyło by się, ale nie było by magii w słowach - tato zrobiłem siku, bo pewnie mamuśka dziecka dorzuciła by swoje trzy grosze w stylu- k... on się zlał, no rusz się k... trzeba go przebrać , ty p........ nieudaczniku, albo coś w tym stylu. No oczywiście wcześniej  jeszcze wysłuchałbym uwag na temat jazdy autem - dlaczego stanąłeś obok ciężarówki na skrzyżowaniu itp. Dlaczego jedziesz ulicą gdzie są korki. Naprawde byłem wtedy szczęśliwy, że jej z nami na tych wyjazdach nie było. Jeździłem później jeszcze co rku z synem na wakacje. Te były pierwsze. W następnym roku też z tymi znajomymi, w to samo miejsce, tyle że już pogoda nie dopisała. I z kasą już było gorzej, oszczędności z podziału majątku się już skończyły hahah , ale też było spoko. Zawsze jest super. Nawet jak trzy lata temu na kempingu wiało tak ,że w nocy z namiotu na wszelki wypadek przenosiliśmy się do auta, to też było fajnie. Do namiotu wrzuciłem koło zapasowe od auta,żeby go wiatr nie porwał. Ale już następny wyjazd z namiotem był udany. Teraz mamy taki duży namiot. Mogę sobie w nim normalnie chodzić. W tamtym roku byliśmy w fajnym miejscu. Kemping nad jeziorkiem , w lesie, do morza pół godziny na rowerze. Jedzie się przez las. W jeziorku można łowić ryby, z kładki, ale są też łódki. Fajni ludzie na tym kempingu i cisza taka. Rano ptaki tak śpiewały, że nie można było spać. Na plaży można znaleźć miejsca gdzie nie ma wcale ludzi, tylko trzeba jeszcze kilka kilometrów pojechać na rowerze. Super miejscówka, a za kilka , kilkanaście lat może już jej nie być, bo miejsce jest jednym z wytypowanych pod budowę elektrowni atomowej. Ale tak naprawdę to gdzie nie pojechaliśmy, to zawsze było super. Syn jeszcze nie powiedział- ale lipa w tym roku była, więcej tu nie przyjeżdżamy. Mam nadzieję ,że tak nie powie i w tym roku. Nie wiem gdzie pojedziemy. Gdzieś pojedziemy. Fajnie jakby było jakieś towarzystwo, jakaś bratnia dusza, małolat do towarzystwa dla syna, bo on już tak trochę bardziej woli jednak towarzystwo innych małolatów niż moje. Ale to normalne w sumie. Teraz już odeszły problemy z popołudniową drzemką, sam się wykąpie. Jest więcej luzu, ale ten pierwszy wyjazd niezapomniany, a do tej miejscowości jeździliśmy jeszcze długo. Dopiero w tamtym roku byliśmy w innym miejscu. 

88888888 : :
cze 23 2014 PRACODAWCA
Komentarze: 0

Wszystkim się wydaje ,że wszystko czego nie robią jest proste. Na rybach zawsze kibice za plecami wszystko wiedzą , teraz ciągnij , za wcześnie , za późno, ale jak sami czasami łowili to nie byli tacy mądrzy. Tak jest ze wszystkim. Z prowadzeniem firmy na przykład. Słyszę czasami od różnych ludzi narzekanie na zarobki, sam sobie też czasami ponarzekam, tak dla zasady. Wszyscy narzekają to ja też sobie pomyślę , ale lipa, tylko że zaraz sobie myślę - ale mają ludzie gorzej. Bo to tak już jest, zawsze będzie ktoś miał gorzej, a inni lepiej. Nie ma co za dużo o tym myśleć, bo i tak niewiele to zmieni. Czasami się zastanawiam jak to jest być takim właścicielem firmy. Ja sobie wstaje rano, idę do pracy, włączam muzykę i pracuję. Nawet o tym co robię nie muszę myśleć za dużo. W sumie to myślami jestem gdzie indziej. Kilkanaście lat temu było trochę inaczej. Muzyki też słuchałem , ale nie mogłem się tak całkiem wyłączyć , bo często zastanawiałem się kiedy będzie wypłata i ile tej kasy będzie. Bywało różnie. Pracy było więcej niż teraz, ale z kasą bywały problemy. Nie zawsze, częściej było wszystko w porządku, ale nie można było być pewnym że przyjdzie dzień wypłaty i się dostanie całą sumę. Trochę było to stresujące, czasami na zawody wędkarskie jechałem , a tu nie ma całej kasy. To mogło zaważyć na przebiegu mojej kariery hahahaha. Mieliśmy takie dyżurne pytanie- będzie dzisiaj kasa? I drugie- cała kasa jest? Ludzie uciekali w alkohol, papierosy przed tym stresem. Teraz nie ma takich problemów- przychodzi piątek i jest cała suma. Mogłaby być większa, ale wiadomo- zawsze by się chciało więcej. To jest punkt widzenia pracownika. A pracodawcy pewnie wygląda tak. Wstaje rano i myśli- ciekawe czy ten czy tamten zapłaci w końcu za to co kupił, bo tak za gotówkę to pewnie nie wszyscy kupują. Może nawet większość nie za gotówkę. Kiedyś też tak było i stąd te opóźnienia były pewnie. No i tak sobie myśli o tych swoich dłużnikach właścciel firmy i przypomina mu się ,że ZUS trzeba niedługo zapłacić. Tam chyba się spóźnić nie można, tak samo jakieś urzędy skarbowe. Wszystko na czas musi być. W międzyczasie jeszcze pomyśli sobie pracodawca o swoich pracownikach, albo byłych pracownikach. Czy jakiemuś nie przyjdzie do głowy zawiadomić jakąś instytucje o łamaniu praw pracownika. No a jak taki klient nie płaci na czas na przykład to też łamie prawa pracodawcy. Też się pewnie można poskarżyć. I znowu jest o czym myśleć- jacyś prawnicy, sądy, nie wiem jak to wygląda i dobrze w sumie. Jak prawnicy to i wydatki znowu, bo tam tanio nie jest chyba. Ogolnie to wszystkie te wydatki - koszty pracy nie są tanie. Zus  przy najniższym wynagrodzeniu to ok 1000 pln-ów. Jak się ma kilku pracowników  to kilka tysięcy , ale jak kilkudziesięciu to już jest pewnie o czym myśleć. A ja sobie w tym czasie słucham muzyki. Ten Zus to ogólnie chyba hamuje wszystko. Strasznie drogie to jest w Polsce w porównaniu z innymi krajami Unii . Tyle że tam wszyscy chyba płacą , a u nas jest duża grupa która nie płaci. Bezrobotni nie płacą, a jest wielu którzy są bezrobotni z wyboru- tak jest im wygodnie. Ci którzy płacą pokrywają ich koszty leczenia na przykład. Dlatego to takie drogie. Ogólnie służba zdrowia nie jest zdrową instytucją moim zdaniem. Trzeba by ją najpierw uzdrowić ,żeby mogła sama zacząć leczyć. Byłem kiedys w przychodni gdzie był jeden lekarz i kilka pań w sekretariacie walczących z papierami. Niedawno widziałem podobną sytuację w szpitalu. Też kilka, a może i kilkanaście osób personelu czekało na lekarza, kiedy jakiś człowiek stracił przytomność. Ciekawe jak to wygląda tak w liczbach- ile jest tego personelu niemedycznego, a ile medycznego w takim dużym szpitalu. Myślę że to może wyglądać podobnie jak kiedyś w państwowych zakładach gdzie czasami więcej było nadzorujących pracę niż pracowników ją wykonujących. To i składki muszą być wysokie, żeby na wszystkich wystarczyło. Za jakiś czas to w takim szpitalu może wcale nie być lekarzy, bo nie będzie na to pieniędzy. Będzie psycholog podnoszący na duchu chorych i personel czuwający nad porządkiem w dokumentacji. Lekarze będą w prywatnych przychodniach, szpitalach leczyć ludzi których będzie stać na leczenie. Szpitale zostaą sprywatyzowane, to będzie parę groszy na nowe etaty w administracji. To może tak wyglądać w przyszłości. Zresztą na tym tzw. zachodzie taka państwowa służba zdrowia też chyba za iele nie oferuje. Koleżka mi opowiadał ,że w Angli za darmo , tzn. za tą składkę obowiązkową  to można usłyszeć tylko słowa otuchy i współczucia. Tyle że tam ludzi stać na dodatkowe ubezpieczenia, za które już mogą się normalnie leczyć chyba. Nie wiem jak to wygląda dokładnie, ale jakoś tak chyba. Moją matkę potrącił samochód niedawno. Ma pęknięty obojczyk. Nie naraża służby zdrowia na straty- postanowiła leczyć się sama. Zdjęła sobie bandaż, bo nie założyli w szpitalu takiego gipsowego tylko owinęli ten obojczyk elastycznym bandażem. Nie wiem czy to tak powinno być. Mama sobie zdjęła to, bo stwierdziła że za mocno ją ściskało. Powiedziała ,że do lekarza już z tym nie idzie, bo znowu coś źle zrobią. Obojczyki się dobrze zrastają ponoć. Zobaczymy jak to będzie. Też sobie złamałem kiedyś. To była niezła akcja. Pod koniec roku, kiedy już nie mają kasy w szpitalach i przychodniach. Wyczerpane limity. Odsyłają wtedy pacjentów z jednego miejsca w drugie. Tak objechałem wszystkie szpitale i przychodnie spcjalistyczne. Na końcu wysłali mnie do miejsca z ktorego wyruszyłem. Można by w filmie Barei to pokazać, jak by żył Bareia. Wszędzie za mało kasy. Ogólna bieda taka. Trzeba się z tym pogodzić chyba, ale żeby się pogodzić to trzeba najpierw zrozumieć. Ja to w sumie rozumiem. Potrafię sobie wyobrazić ,że jestem np. właścicielem jakiejś firmy, albo dyrektorem szpitala, politykiem z rządu na przykład. Ci ludzie wszyscy mają ten sam problem - za mało kasy, a za dużo wydatków. Ja też mam za mało kasy, ale staram się za dużo o tym nie myśleć, bo zawsze może być jeszcze gorzej. Mogę się np. rozchorować od tego myślenia. To by dopiero była lipa, jakby jeszcze się zdrowie skończyło. Dlatego nie ma co zazdrościć właścicielom firm, stresu pewnie im nie brakuje, a stres jest przyczyną wielu groźnych chorób hahaha. Ja z tego miejsca mojemu pracodawcy składam życzenia zdrowia i wszelkiej pomyślności, w interesach jak i w życiu prywatnym hahahah I to tak całkiem poważnie. Najważniejsze ,żeby się nie stresować, albo znaleźć jakiś sposob na odstresowywanie. Sport, kontakt z naturą. Wyjazd w tzw. głuchą ciszę. To jest dobra metoda, tyle że nie wiem czy przed problemami jakie mają pracodawcy da się uciec. Na jakiś krótki czas pewnie tak. To w sumie też trzeba lubić robić, może nawet jest fajnie być takim właścicielem firmy. Jak jest wszystko dobrze to pewnie tak, ale jak się coś zacznie zacinać to już niekoniecznie. Jak wszędzie, raz na wozie , a raz pod. To odstresowywanie jest najważniejsze, ale też chyba trzeba taki złoty środek znaleźć w tym co się robi. Praca, czy prowadzenie takiej firmy może też całkiem człowieka pochłonąć. Poprzedni pracodawca był właśnie całkiem pochłonięty tym co robił i już nie ma gościa. Firma została, czasami sobie pewnie każdy pomyśli, jak to kiedyś było. Tamte czasy jakieś takie weselsze były. Może dlatego ,że wszyscy młodsi byli, może czasy spokojniejsze. Ale raczej o ten wiek chodzi. Ja w sumie się czuję tak samo, jakoś nie odczuwam upływu czasu, chociaż mam świadomość że przemija wszystko i się zmienia. I firma się też zmieniła. Kiedyś ludzie rozmawiali jakoś więcej, ale teraz za to więcej przed kompem siedzą .Na początku lat 90 kiedy zaczynałem pracować to jeszcze nie było internetu. Teraz jest internetowy sklep, hurtownia ale takie czasy. Można na bieżąco śledzić w necie ile towaru jest w hurtowni. Trochę jest, ale kiedyś też chyba dużo było. Wszystko się zmienia. Nie jeżdżą już w tzw. trasy. Kilkanaście, a i ze dwadzieścia lat temu rozmawialiśmy tak sobie o tej kasie czy będzie i czasami ktoś rzucał hasło- będzie kasa jak z trasy wrócą. Chyba się nie opłacało to jeżdżenie, bo jak by się opłacało to by jeździli. Wszystko kosztuje, ale wiedzą tylko ci którzy płacą. Teraz doczekaliśmy czasów,że kasa jest zawsze na czas i nie ma co narzekać. Słuchawki na uszy i już mnie tam nie ma. Szkoda że nie mamy takich ciuchów firmowych i jakoś mało tak ogólnie chyba ludzi wie nawet w najbliższej okolicy ,że jest taka firma- polski producent biżuterii. Jest się czym chwalić, bez jaj. Ja tam bym w t-shirt-cie chodził. Taka żywa reklama - za darmo. Naklejki jakieś, takie rzeczy. Okleił bym Poloneza hahahaha. To by mogło być odebrane jako antyreklama hahaha. Wiem, to też wszystko kasa jest. Tak sobie piszę , każdy wie o tym. Zresztą są tam jakieś gadżety, breloczki itp. Można było na przeglądzie orkiestr obdarować za drobną opłatą każdego uczestnika płci pięknej, uczestniczkę , wisiorkiem z nutką, albo gustowną broszą z kluczem wiolinowym. Fajne teksty są w opisach biżutów w necie. Muszę się przygotować na następny przegląd. Jak tam tego tyle w tej hurtowni, to może trzeba się wykazać jakąś inicjatywą. Na początek przeglądy orkiestr. Tyle że tam stali ludzie przy stoiskach , ale kupujących to nie było zbyt wielu. To jest właśnie ból- ludzie kasy nie mają. O czym by nie pisać to do tego samego wniosku się dochodzi. Ale w sumie jak tak pracuję ponad 20 lat to cały czas słyszę ,że nie mają ludzie kasy i jeszcze długo tak będzie. Pracodawca pewnie też cały czas kombinuje, jak by tu zrobić żeby lepiej było. Tyle że to nie jest takie proste. 

88888888 : :
cze 22 2014 I JESZCZE DODAM
Komentarze: 0

I jeszcze dodam ,że nie mam jakiegoś kompleksu z powodu wlosów, a raczej ich braku. Kiedyś tam może i miewałem takie myśli jakieś. Teraz generalnie się przyzwyczaiłem już, tak że jakieś uwagi na ten temat, nie robią na mnie wrażenia  żadnego. Była tu jeszcze sugestia, żebym coś o czupurku napisał. Czupurek uważa sie chyba za mądrale wielkego, co analogicznie oznacza ,że mnie ma za jakiegoś półmózga i dlatego nie mam ochoty z nim gadać. Poza tym to menda fałszywa. Jestem pewien , że gadał ze mną tylko po to ,żeby w jakiś sposób to co powiem wykorzystać. Pewnie to Twój agent hahahah. Fałszywcom i dwulicowcom mówię stanowczo -nie. Co do koleżanki Uli to jeszcze chyba dziarę miała na focie jakąś inną. To może Ona ma też siostrę bliźniaczkę? hahahha Ogólnie to nie wiem jaki jest cel tego wszystkiego co się dzieje. Wiem jaki jest efekt- nie mam ochoty na żadne towarzystwo, poza synem. Oczywiście syn też może za chwilę być w te gierki wasze wciągnięty, ale to już pisałem kiedyś co o tym myślę. No może miałbym ochotę na jakieś towarzystwo, ale oczywiście zaraz by się okazało ,że to jakaś gra tylko. I jeszcze odnośnie komunii. Jaki jest sens dziecko do komunii wysyłać mówiąc wcześniej ,że Boga nie ma. Ogólnie to myślę ,że ta komunia jest za wcześnie. Ośmioletnie dziecko ma co innego w głowie, chce się bawić , poznawać świat, a takie sprawy które w sumie dla dorosłego człowieka są trudne do zrozumienia, to już całkiem nie zrozumiałe dla dziecka. Tyle że to nie ma znaczenia dla nikogo. Dla Kościoła to kolejny klient chyba, no bo jak to nazwać. No wiem - wierny, albo cos takiego, ale czy oni sami w to wierzą? Niektorzy na pewno tak , ale jestem pewien ,że nie wszyscy. Dla rodziców to taka tradycja i nie zastanawiają się nawet ludzie nad tym. Chodziłem z synem do kościoła przed komunią i widziałem ja reagowali niektórzy dorośli ludzie wiząc swoje dzieci klękające , modlące się w kościele. Jest taki czarny typek jakis odzic koleżanki mojego syna z klasy. Widziałem śmieszną akcję - córka się modli w kościele , a tata się cieszy i na matkę patrzy wskazując na dziecko. To trochę dziwne. Ogolnie to może ja jestem dziwny, ale myślę ,że przez szacunek dla Boga, wiary, Kościoła, bez względu na to jakie sam ktoś ma do tego podejście, lepiej wcale nie chodzić do kościoła niż iść i zachowywać się tak, że może to kogoś obrażać. To jakieś chore jest, chodzić do kościoła przez rok przed komunią , jakieś podpisy zbierać , a później się kończy po komunii wiara w Kościół w większości przypadków. W większości, bo wystarczy iść w niedzielę i zobaczyć  ilu z tych małolatów którzy byli u komunii rok wcześniej cały czas chodzi do kościoła. Takie to jest płytkie ogólnie, rok chodzenia do kościoła, prezenty , foty i luz. Do bierzmowania, później jakieś jeszcze przedmałżeńskie kursy, ślub kościelny , przysięga, impreza, foty i zajakiś czas rozwód. Hahahaha.Co za k.... bezsens. A zaczyna się jeszcze przed tą komunią, bo chrzest jeszcze. Jak ktoś podchodzi tak do tego wszystkiego poważnie, to spoko, ale jak tak tylko - bo taka tradycja, bo co ludzie powiedzą i na tym się kończy głębia wiary, to ja nie widzę w tym sensu. Ja bym syna do komunii nie wysłał, jakby tylko ode mnie to zależało. Matka syna chciała żeby poszedł, a o od syna się dowiedziałem ,że Boga nie ma. Jak się zapytałem skąd wie , to powiedział ,że mama mu powiedziała hahahah. No i co mu miałem powiedzieć . Ale już chodziliśmy do tego kościoła i jaj sobie nie robiłem z tego. Po komunii jeszcze nie byliśmy razem w kościele, ale ja wierzę w Boga i mój syn też by wierzył i myślę że będzie wierzył tylko tak inaczej trochę, ale jeszcze teraz jest za wcześnie ,żeby to zrozumiał. On sam musi chcieć to zrozumieć. Ja w sumie nie wierze ,że Bóg stworzył Adama i Ewę i od tego się zaczęła ludzkość. Bardziej tak wierzę ,że Bóg to taka siła sprawcza, powstania świata i życia, ale już sama ludzkość to tak bardziej się skłaniam do tego co Darwin głosił- ewolucja. Co nie oznacza ,że Bóg nie mógł tym kierować. Nie uważam, że zwierzęta są w czymś gorsze od ludzi. Wręcz przeciwnie. Także wizja,że moim przodkiem była jakaś małpa człekokształtna wcale mnie nie przeraża. Dzisiaj byłem  w Zoo. Taka akcja była przy wybiegu lemurów. Dziecko do taty- tato tam są kupy, tata- tak to normalne, przecież to są zwierzęta hahahah Jak tak sobie chodze z psem i widzę ile śmieci leży wszędzie to się zastanawiam , w czym my jesteśmy lepsi od tych zwierząt. Które zwierzę robi taki syf jak człowiek , o innych sprawach typu jakieś wojny, zboczenia nie wspominając. Albo takie na przykład wkręcanie jeden drugiego. Zwierzęta się nie bawią w takie rzeczy. Ale powracając do Adama i Ewy - to taka przenośnia moim zdaniem. To w sumie nie jest najważniejsze, ważne żeby szanować poglądy innych ludzi, ktoś w to wierzy - spoko. Tak naprawdę przecież te wszystkie wiary, to mogą dotyczyć jednego Boga tylko różnie jest nazywany, a jak ktoś nie wierzy wcale , to też nie oznacza ,że Boga nie ma. To po co mówić dziecku- nie ma Boga, a później do komunii wysyłać. Ośmiolatek nie zrozumie tego wszystkiego, dlatego moim zdaniem za wcześnie jest ta komunia i przez to właśnie nie jest jako sakrament traktowana z należytą powagą. I to sam Kościół moim  zdaniem nie szanuje Boga, każąc takim dzieciakom małym takimi poważnymi sprawami się zajmować. Ale taka tradycja. Może trochę przegiąłem z tym nie szanowaniem Boga przez Kościół. To inaczej - Kościół sam siebie nie szanuje, a jak tak postępuje to niech nie oczekuje szacunku od innych. Co nie oznacza , że ja Kościoła nie szanuję. 

88888888 : :
cze 22 2014 TAK NA KONIEC
Komentarze: 0

Ostrzegałem kilka razy ,że te żarty dotyczące jakiejś wyimaginowanej historii z wojska zakończą się zbiorowym banem, ale widać że już innych argumentów nie macie ludzie i się tak trzymacie tego. Nie mam ochoty już tego oglądać i kończę swój udział w tych orkiestrach. Chorzy jesteście wszyscy. Chciałem sobie na trąbce pograć tylko, ale chyba wam w życiu czegoś brakuje i szukacie jakiejś rozrywki dziwnej, bo to nie jest normalne. Jakieś scenki, o co wam chodzi. Co mam pisać jakieś bzdety o kościele, może mam tłumaczyć dlaczego komunii syna nie urządzałem, albo na ludzi którym się powodzi lepiej mam złożeczyć? Nie mam takiej ochoty. Jest jak jest, każdy widzi jak jest. Komunii nie było , bo normalnie kasy nie mam za dużo, może coś tam bym wyskrobał, ale ja nie jestem akurat zbyt mocny w organizacji takich imprez. Babcia z dziadkiem jakoś się nie palili do tego, żeby jakoś uczestniczć ,to co ja się mam stresować. Nie interesują mnie żadne imprezy tego typu. Pobiegac dzisiaj nie pojechałem nie dlatego,że ciuchów nie miałem wystrzałowych do biegania , tylko dlatego,że to nie jest normalne i w porządku ,żeby na fejsie kto inny ze mną gadał, a w realu też kto inny. Wiecie o co chodzi i gadki typu- wydaje ci się, idź do lekarza- mnie nie przekonają. Ci luzie wszyscy są przekonani ,że są wielkimi cwaniakami, a ja jakimś leszczem ,że się tak wkręcać daję. No więc jesteście w błędzie. Koleżanka Ula na próbie mówi do kapelmistrza- nie będzie mnie w niedzielę , on do niej - wiem i Grześka też nie będzie, a później jakieś odstawiają sceny, że nikt nic nie wie. Co ja poradzę ,że mam taki słuch i wzrok i ogólnie jakis spostrzegawczy dosyć jestem , chyba ponadprzeciętnie. Ogólnie to bardzo miłe ze strony strażaków i niestrażaków traktować tak człowieka , który przyjeżdża na te próby wasze , jakieś grania, pogrzeby. Wyciąganie jakichś argumentów - że co to ja tam kiedyś mówiłem, nie wiem w sumie dokładnie, ale to chyba chodzi o to ,że kiedy się Cezary niejaki przeniósł do okręgu skierniewickiegom PZW to się śmiałem z niego ,ze na wieś się przeniósł. Wy jesteście nienormalni chyba. To żarty były. Wiem , to co teraz robicie to też żarty, tyle że trochę inny kaliber. Albo wykorzystywanie motywu niejakiego Kaziuka z Brzezin hahah. Ja akurat sobie z niego jaj nie robiłem tylko kto inny. Ogólnie to macie jakieś kompleksy chyba. Ty się mnie też kiedyś pytałaś czy jestem rodowitym łodzianinem. Rodowici Łodzianie to taki hasło, miałem taki profil kiedyś gdzieś tam na naszej klasie , czy gdzies i nawet o tym nie myślałem. O ciuchach do biegania też kiedyś napisałem , że szef miał takie fajne, ale to był żart. Ogólnie to mam ciekawsze zajęcia niż dostarczanie jakimś ludziom rozrywki. Z synem moge sobie coś porobić, na ryby sobie wyskoczę. Pisać tutaj też mi się nic nie chce. Jak chcesz coś wiedzieć , to zadzwoń i jakąś ankietę mi przeprowadź. 

88888888 : :