Archiwum czerwiec 2014, strona 4


cze 02 2014 SIEĆ
Komentarze: 0

Zorientowałem się ,że wpadłem w sieć w kościele. Graliśmy na Święcie Pszczoły. Wcześniej nawet nie wiedziałem,że jest takie święto. Zdążyłem tylko wysiąść z auta, a już mi ktoś mówił ,żebym poszedł po marynarę swoją do kapelmistrza i jeszcze dodał -a jaka laska tam jest,organistka. No jeszcze nic nie podejrzewałem, ale już jak siedzieliśmy na chórze i dwie panie ustawiły się po dwóch stronach orkiestry- z jednej strony Basia, a z drugiej Kasia. Stary numer, widziałem już w liceum. Ale ja tego dnia, akurat wpatrywałem się w panią organistkę. Czad, taka gra nogami na organach w krótkiej spódniczce. Robiło wrażenie. Akurat po stronie organów stała Kasia. Ja tak ogólnie chyba na skutek sugestii kapelmistrza- dużo dobrego opowiadał , o pani dyrektor Basi- bardziej tak w tamtą stronę bym spoglądał, no ale te organy to mnie obezwładniły wtedy. Później wyszliśmy sobie z kościoła i trochę pochodziliśmy wśród straganów z miodem, i takimi tam różnymi, cały czas Basi szukałem w tłumie, ale jakoś uciekała przede mną. Za to Kasia była bardzo miła- ładnie graliście, brzmieliście. Kapelmistrz zapoznawał się tym czasie z panią organistką- wiadomo, układy, może się przydać taka znajomość. Trochę było zamieszania i nie zauważyłem kiedy odjechał autobus z częścią orkiestry i moją trąbką, którą tam zostawiłem. Trochę mi była potrzebna, bo na drugi dzień też coś mieliśmy grać, ale nie miałem numeru telefonu do nikogo znajdująceo się w tym autobusie, a kapelmistrz , owszem chciał mi dać numer do Basi, ale się rozmyślił w połowie numeru i zaproponował ,że sam zadzwoni. On ogólnie tych numerów nie chce nikomu dawać, zaborczy strasznie na te numery hahah. Mogłem jeszcze poczekać i pojechać później po trąbkę, ale syn był i tak mi nie pasowało trochę na całą niedzielę go zostawiać. Ciekawe kto by przygarnął moją trąbkę. Może kierowca? hahahah Nie sprawdziłem, ale myślę ,że te panie to tak bez przekonania grały. Ci wszyscy ludzie to muszą mnie za debila kompletnego mieć, tak się pozwalam wpuszczać w różne akcje, no ale tak się starają to nie chcę psuć zabawy. W banku też było ciekawie, Kasia zrobiona na bóstwo powiedziała do mnie swym aksamitnym głosem - do soboty. Co sie tam bedzie działo w tą sobotę myślałem sobie. Mieliśmy grać na imprezce ostatkowej. Kasia nawet miała jedno wolne przebranie- kufel piwa. W sumie to się mogłem przebrać, ale tez tak bez przekonania było to, rozgrywane. Tańce były, dziwnym zbiegiem okoliczności znalazłem się w wężu za Kasią, ale później wpadłem między grupę pań w wieku emerytalnym i jeszcze kankana trzeba było tańczyć, a to już mnie przerosło. Były jeszcze zapowiedzi na samym początku przygody w orkiestrze,że nowy mundur dostanę i że miara będzie brana hahahah, ale na zapowiedziach się skończyło. Ogólnie bardzo miłe wszystkie panie, tylko trochę mnie martwi,że tak sobie o mnie myślą pewnie- ale baran, a ja nie twierdzę ,ze jakiś niewiadomo jaki bystry jestem , ale aż taki nie bystry to nie jestem. Muszę szczerze przyznać ,że osoba klarnecistki Beaty miała chyba decydujący wpływ na wybór tej właśnie orkiestry, no może nie na wybór,ale na bliższe zapoznanie się z orkiestrą na pewno. A jak już się zapoznałem to mi w sumie się spodobała- orkiestra, Beata też, ale narzeczony -nie wygląda na takiego który nie miałby nic przeciwko,żeby Beata trochę coś tam poudawała hahaha. Budzi grozę, tak spodełba na mnie patrzył na ostatnim koncercie. Ale przecież tylko kilka razy na zdjęcie sobie spojrzałem. No ale sorki. Hhahah. Jest jeszcze saksofonistka Magda, ma podobną do Twojej- aktualnej chyba- fryzurę. Chociaż w sumie to nie wiem , Ty tak często zmieniasz fryzury. Magda jest jedną z niewielu osób, która nie mówi do mnie Grzesiek. I już za to bardzo ją lubię. Jeszcze wiele imprez przed nami. Będzie się działo pewnie. Ogólnie jest wesoło. Wszyscy się śmieją ze mnie, ale ja też mam niezły ubaw. 

88888888 : :
cze 02 2014 ORKIESTRY DĘTE
Komentarze: 0

Kiedy po długiej przerwie w graniu na trąbce, kupiłem sobie w końcu instrument, zacząlem się rozglądać za jakąś orkiestrą. Teraz jest internet, kiedy wcześniej jeszcze grałem , nie było. Można sobie zobaczyć  składy różnych orkiestr, foty, z różnych imprez, z sal prób. Ogólnie to jest to wygodne, bez wychodzenia z domu można poznać tak trochę, te grupy ludzi. Są informacje  co graj ą , kiedy próby. Rozejrzałem się więc wśród wszystkich okolicznych orkiestr i tak jakoś szczególnie mnie zainteresowała jedna z nich. Nie wiem w sumie dlaczego, może za sprawą kilku kobiet w składzie. Zawsze męskie towarzystwo było, a tutaj klarnecistka, saksofonistka. To mogło zaważyć , ale samo trfienie na ten właśnie zespół to był przypadek. Szukałem orkiestry z miejscowości w której kiedyś grałem i tak trafiłem na tą akurat orkiestre. Poczytałem sobie, coś tam na stronie Ośrodka kultury przy którym działa ta orkiestra i w sumie to też samo miejsce mi się spodobało. Dworek taki nad stawem. Lubię ogólnie takie miejsca, za miastem . Jeżdżenie autem po mieście mnie męczy od jakiegoś czasu, a jak mogę sobie za miasto gdzieś wyskoczyć to wręcz przeciwnie. Dlatego wcale mi nie przeszkadzała odległość jaką miał bym pokonywać w drodze na próby. Tak to właśnie dokonałem wyboru, ale do wybrania się na pierwszą próbę minęło jeszcze dużo czasu. Zacząłem grać we wrześniu, po urlopie akurat wpadło mi parę setek ekstra kasy. Szef miał gest i kupiłem sobie w końcu pierwszą trąbkę, całkiem własną. Poczytałem w necie, gdzie gra ta orkiestra, jakie imprezy i tak sobie pomyślałem ,że dobrze było by dołączyć do nich jeszcze przed końcem roku, zawsze tak przed świętami jest taka wporzo atmosfera, ale jakoś nie czułem się jeszcze na siłach. Po nowym roku pomyślałem, żeby już na Wielkanoc to tak na bank zacząć tam grać. Były fotki z grania w kościele rok wcześniej, ale znowu jakoś ten czas tak mijał szybko i zanim wykonałem jakieś ruchy, już było po świętach. Cały czas grałem na trąbce, casami to nawet za dużo, kontrolowałem też w necie ,co tam w orkiestrze słychać. Poznałem już tak na fotach prawie wszystkich członków, kapelmistrz- wojskowy jakiś, taki zbieg okoliczności, jak kapelmistrz z podstawówki, a późnie się jeszcze okazało ,że też gra na puzonie i autem tej samej marki jeździ tylko nowszym modelem oczywiście. Ale zanim się o tym dowiedziałem, postanowiłem posłuchać na żywo co ta orkiestra gra. Pojechałem sobie do tego ośrodka, bez auta, tak na pieszo w sumie chyba tam doszedłem. Miałem jakieś słabsze dni wtedy, komunia syna, ogólna lipa jakaś, a jak mam taki nastrój to lubię sobie chodzić. I tak szedłem, może trochę czynmś jechałem, nie pamiętam , byłem już niedaleko, kiedy usłyszałem jak grają. wiczyli na dworze, chyba w marszu, rozpoczynanie i kończenie. Tzw. zrywanie, ale nie zdążyłem zobaczyć , bo zanim dooszedłem to już nie było ich na zewnątrz. Trochę się tam pokręciłem wokół tego ośrodka, czekając aż znowu zaczną grać , ale jakąś dłuższą mieli przerwę i jeszcze ochroniarz mnie obserwował. W sumie mogłem powiedzieć ,że orkiestry chcę [posłuchać i już, ale tak jeszcze nie byłem może całkiem pewny, że chcę tam grać. Ogólnie chciałem posłuchać jak grają , ale już tego dnia nie usłyszałem. Miejsce bardzo mi się spodobało- taka oaza, ciszy i spokoju. Naprawdę super. Postałem jeszcze trochę czekając, że może jednak zaczną grać, obaczyłem kilku młodych ludzi z puzonami. Biały bus pojechał do sklepu- orkiestrowe klimaty, pomyślałem sobie. Pewnie zaczynają chłopaki zajęcia w sekcjach. Nastepny mój wyjazd w tamto miejsce to już była imprezka z okazji Nocy Świętojańskiej. W sumie przypadkiem tam trafiłem w tym dniu. Przechodziłem akurat przez mijscowość w której na słupie ogłoszeniowym wisiało zaproszenie na tą imprezę. Data się zgadzała idealnie, byłem niedaleko, to już okazji, zeby posłuchać na żywo zmarnować nie mogłem. Imprezka była naprawde z rozmachem przygotowana. Dużo się działo. Na orkiesytre trzeba było czekać trochę , bo wcześniej inne mniejsze zespoły takie ludowe występowały. Byłem już , po sporej ilości wypitych piwek, kiedy pojawili się na scenie. Dali czadu, publika trochę drętwa, starałem się trochę rozruszać towarzystwo heheh, ale jakieś małolaty popatrzyli na mnie jak na świra, to już sobie odpuściłem. Kapelmistrz też próbował- proszę bardzo pan zrobi węża haha, ale nie było chętnych, ja byłem dobrze nastawiony w tym dniu, już miałem tego węża robić, ale w końcu nie zrobiłem. Jeszcze ze dwa piwka i by wąż był na bank hahahah Balony z życzeniami poleciały do nieba, później przemarsz nad staw i wyławianie wianków. Nie było chętnych zbyt wielu do kąpieli, pani dyrektor ośrodka, starała się jak mogła rozruszać towarzystwo. Widziałem już wcześniej panią dyrektor na focie z grania w kościele. Zaskoczony byłem organizacją tej imprezy, naprawdę z rozmachem. Wcześniej przechodziłem przez większą miejscowość , też coś tam się działo nad stawem, ale tylko jakiś didżej z browarem coś tam ściemniał, kikanaście par się bujało przed sceną., a Noc Świetojańska na której byłem to mimo,że miejscowośc dużo mniejsza- naprawdę czad. W orkiestrze, w pierwszym rzędzie znane już z fotografii- klarnecistka i saksofonistka. Zdziwiło mnie trochę ,że tam mało trębaczy było tego dnia. Fajnie grali i zaraz przy pierwszej okazji zapytałem kapelmistrza czy można dołączyć. I już na nastepnej próbie byłem. Poznałem panią dyrektor - Basię i reszte składu. I tak się zaczęła moja kolejna przygoda z orkiestrami dętymi. Orkiestrami , bo okazało się ,że to są dwie połączone orkiestry. Na początek zaraz imprezka w kościele. Pierwsze moje granie w kościele, wcześniej nie było okazji. Graliśmy na pożegnaniu proboszcza z parafii kapelmistrza chyba. Ogólnie kapelmistrz, gość mocno związany z kościołem chyba, ja wręcz przeciwnie, ale co tam każdy robi co mu się podoba. Nastepna imprezka- pod kościołem, ślub jednego z członków orkiestry. W drodze na to granie pogadałem z kapelmistrzem sobie i dowiedziałem się ,że był też w orkiestrze wojskowej. Trochę tak na mnie dziwnie patrzył. Takie miałem odczucie,że dziwi go że ja tam chcę grać w tej orkiestrze. Nawet chyba zapytał - dlaczego i sam odpowiedział, że chyba to muszę lubić , bo płacić nie płacą. No w sumie to wcześniej jak grałem , to płacili, ale jakieś duże to pieniądze nie były, a grać lubię, zawsze lubiłem. Z graniem to jakiegoś problemu nie miałem nigdy, zawsze dawałem radę, ale tutaj to trochę mnie dziwiło,że taki wychwalany byłem. Nieswojo się czułem, bo jakoś super to nie gram, taki przeciętny poziom amatorski, ale w sumie poprzedni kapelmistrz żołnierz puzonista, jeżdżący skodą też mnie zawsze wychwalał. Hahah. To może dlatego. Zastanawiam się ,a w sumie to jestem pewien ,że zanim się pojawiłem w tej orkiestrze to sieć już była na mnie zastawiona. Na początku się nie zorientowałem. Lubiłem sobie tam jeździć wcześniej i pograć trochę w aucie nad stawem. Muszę też kiedyś na ryby tam wyskoczyć. Kapelmistrz bardzo przypomina tamtego nieżyjącego już kapelmistrza. Zastanawiam się czy to zbieg okoliczności. Kiedyś jechaliśmy na jakieś granie i nawet skoda taka jaką jeździł pan Stasiu T. jechała. Pan Stasiu to był taki gość, który twierdził ,że trzeba mieć znajomości, układy, ogólnie trzeba tak robić ,żeby dobrze było. Żeby kasa się zgadzała, nowy kapelmistrz tez często mówi o pieniądzach. Zawsze na mnie patrzy wtedy, chyba wie ,że ja ich nie mam. hahah. Kiedyś coś tam o wędkarstwie zaczęliśmy rozmawiać, powiedziałem, że tak sportowo łowiłem kiedyś, coś tam o cenach sprzętu, to tak spojrzał na mnie jak na świra. Nie wiem o co mu chodziło, może śmieszne mu się wydało,że gadam o wędkach po kilkanaście tysięcy jeżdżąc polonezem. Pewnie tak. Ogólnie tam wyczuwam, że to moje auto jakieś emocje wzbudza. Co to za rożnica czy to kilkunastoletni polonez, czy kilkunastoletnie jakieś inne auto. Jak jest w dobrym stanie technicznym ,to mnie nie przeszkadza że jest polonezem. Temat pieniędzy się cały czas przewija- kasa, dom. Nie wiem czy chcą mnie dołować, czy to może jest normalne, tylko ja jestem jakiś nienormalny. Nie mówię o kasie, bo o nieobecnych się nie mówi hahahahah. No i jeszcze dżentelmenem jestem. Jeżdżę tam ,bo sobie chcę pograć, taka odskocznia. Pewnie że było by fajnie, jakby można było przy okazji coś tam sobie dorobić, ale to moje granie to jest taki poziom ,że nawet nie wypadało by jeszcze oczekiwać gratyfikacji. Może za dużo od siebie wymagam hahah. To chyba kwestia etyki. Jak ktoś skończył jakąś szkołe, to ma prawo oczekiwać ,że zapłacą. Ja sobie jestem amatorem,mam akurat teraz taki pomysł ,żeby sobie grać i gram. Nie interesuje mnie co sobie ktoś myśli o mnie. Malutkie te orkiestry teraz. Na próbie po kilka osób, kilkanaście to już dużo. Dwie połączone orkiestry- 20 , czasami nawet mniej. To pewnie kwestia tej kasy, wcześniej chyba coś tam mili płacone, za dojazdy może. Nie wiem dokładnie, ale z unijnej kasy był t projekt, później się skończył i zbiegło się to ze spadkiem frekwencji na próbach. Pewnie coś jest na rzeczy, bo wiadomo- jak nie wiadomo o co chodzi....... Takie czasy, kasa się musi zgadzać. Mnie sie nie zgadza, ale ja jakiś inny jestem. Taki mój pomysł, kiedy zaczynałem myśleć o trąbce znowu to było tak, z dzieckiem związane. Małolatów też mało w orkiestrach. Jeden chłopak na dwie orkiestry. Namawiam swojego syna , ale ciężko idzie. Musiałby repertuar mu podpasować. Może się uda, w sumie jest czas jeszcze, 10 lat to taki wiek ,że na dętym instrumencie się zaczyna dopiero. Jak by tak każdy swojego dzieciaka przyprowadził, wnuczka, jakiegoś innego młodego krewniaka, znajomego itd. to może udało by się jakoś to rozkręcić. Problem to instrumenty, ale najważniejsze są chęci. Najpierw muszą być dorośli zmotywowani. Tylko że w tych czasach, gdzie wszyscy o kasie myślą , to nie idzie w parze z takimi działaniami, bo z tego kasy nie będzie, a jeszcze trzeba wydać, czas poświęcić, a o czasie też mówią, że to pieniądz. Dlatego tak to wygląda, ale nie ma co narzekać , bo jeszcze istnieją te orkiestry i ja wierzę,że może sie coś zmienić na lepsze. Tylko muszą wszyscy chcieć. Rodzice małolatów, dyrektorzy szkół, domów kultury, nauczyciele, burmistrze, wójtowie, politycy wszystkich szczebli. Są ci ludzie wszyscy dookoła, jedni mogą bardziej pomóc inni może mniej, ale to chodzi o to ,żeby chcieli. Tylko właśnie nie wiem ,czy będą chcieli , jak nic z tego tak za bardzo - korzyści takich wymiernych- nie będzie.

88888888 : :
cze 01 2014 2 RAZY 23
Komentarze: 0

Ogólnie to wydaje mi się ,ze jestem spostrzegawczy , ale kilka lat temu wpadłem w sieci własnej niespostrzegawczości. Tak do dzisiaj jeszcze, jest mi to wypominane, albo mi się wydaje. Wszystko zaczęło się jesienią, akurat rozstałem się z matką mojego syna i wróciłem na tzw. stare śmieci po kilku latach zamieszkiwania w innym miejscu. Szedłem sobie kiedyś z psem , i tak jakoś w sumie nie wiem , jak to się stało, pies mnie jakos tak pociągnął do tyłu, i odwróciłem się ,żeby zobaczyć co jest z tym moim psem , czego sie tak szarpie i zobaczyłem  kobietę wysiadającą z auta marki Daewoo Matiz. Tak sobie spojrzeliśmy na siebie i poszedłem dalej. Auto stało codziennie pod blokiem i przechodząc zawsze sobie tak ,myślałem , że fajnie by było znowu spotkać tą panią kiedyś podjeżdżającą pod blok. Ale z reguły, albo auto już stało, albo nie było jeszcze auta. Trasę spacerów miałem ustawioną,tak żeby tam przechodzić zawsze obok tego parkingu. Później o czymś tam innym myślałem, Trochę byłem zakręcony taki wtedy, średnio tak znosiłem rozstanie z dzieckiem, myśl ,że mieszka moje dziecko z matką i jakimś obcym facetem . Tak się wbijałem w różne marzenia w sumie, żeby zapomniec o rzeczywistości. We wchodzeniu w taki stan świadomości pomagały mi różne używki, tak od czasu do czasu. Czasami codziennie też się zdarzało, ale najczęściej  co kilka dni. Dziwne to było zachowanie, ale tak akurat wtedy się jakoś poskładało to wszystko. Najgorsze jest to ,że ja do dzisiaj tak naprawdę nie wiem , kogo wtedy widziałem , ten pierwszy raz na parkingu. Chyba właścicielkę auta, ale głowy bym nie dał, zresztą nie wiem kto był właścicielem tego auta. Tak sobie przechodziłem tamtędy z psem i dopiero chyba wiosną, jadąc autem minąłem tego Matiza na ulicy, zrobiłem szybką zawrotkę i pojechałem pod blok gdzie zawsze stało to auto. Zostałem oczywiście zauważony, pani stała i przegladała sobie jakieś kartki, spogladając też w moją stronę. I znowu nie wiem kto to był, bo poźniej okazało się ,ze tym autem jeździły trzy panie. No niestety nie wiedziałem o tym , od początku. Teraz to już wiem ,że byłem wkręcany wtedy i że to się nie działo przypadkowo, chociaż cel tego wszystkiego do dzisiaj nie jest dla mnie tak do końca jasny. Wtedy- tamtej wiosny byłem przekonany, że to jakieś moje przeznaczenie, że los się do mnie uśmiechnął, hahaha. Zacząłem już z uporem maniaka wypatrywać właścicielki auta podjeżdżającej na parking. Trochę mnie dziwiły często zmieniane fryzury, no ale tak jakoś w tym całym zamieszaniu, jakie sobie sam wprowadzałem w swoje życie, nie zważałem na to. Raz włosy, dłuższe , raz krótsze, zastanawiałem się, ale najważniejsze dla mnie było , żeby zobaczyć jak to auto podjeżdża na parking, albo jak z parkingu odjeżdża. Wpatrywałem sie wtedy w osobę kierującą i te zmieniające sie fryzury mnie dziwiły, ale nie były w stanie zburzyć radości z samego widoku żywej osoby w aucie. To dziwne, ale ja do dzisiaj jeszcze się za srebrnymi Matizami oglądam. Numery były z okolicy miasta w którym mieszkam, zacząłem się zastanawiać w jaki sposób dotrzeć do właścicielki. Przeszukałem ,jeszcze zimą, serwisy społecznościowe, akurat Nasza klasa była na topie wtedy. Spędziłem trochę czasu w kafejce internetowej, osób mających w opisie miejsca zamieszkania dwa miasta - to z tablicy rejestracyjnej i to w którym mieszkam , było trochę , ale cierpliwie przeglądałem profile, nawet kilka pań na fotach było podobnych, cos tam napisałem w stylu- czy pani nie mieszka może tu i tu, ale ,żadna nie odpowiedziała. Miałem zrytą czachę, chyba cały czas mam, no ale już tak mam hahha. W końcu w którąś sobote minęliśmy się na ulicy, no i tez nie wiem , tak na sto procent, z kim, chociaż chyba wiem z kim, z tą osobą spotkałem się już wcześniej, nawet kilka razy. Tyle że ręki bym sobie uciąć za to nie dał. No ale, co ja mogę sam jeden, jedna zryta czaszka, przeciwko całej armi ludzi. Wtedy pań było co najmniej dwie, te zmieniające sie włosy nie dawały mi spokoju. Patrzyły tak na mnie zachęcająco- tak mi się wtedy wydawało, teraz już wiem ,że były to spojrzenia mówiące- hej leszczu wkręć sie w tą akcje to będzie niezły ubaw hahahah. I się wkręciłem , bo ja się tak ogólnie łatwo wkręcam, to chyba taka jakaś, nie wiem jak to nazwać, po prostu wtedy chciałbym żeby to sie działo tak naprawdę. Dobrze to z moją głową wtedy nie było, jak już wpadłem  na pomysł,żeby jakiegoś diabła- zapach do auta za wycieraczkę włożyć, ja pierdykam , masakra. Teraz jestem dużo normalniejszy niż wtedy hahah. Nie wiem w sumie co ja wtedy miałem za plan , jak tego diabła wymyśliłem. To wszystko przez ten strach przed dziewczynami, towarzyszący mi od zawsze. W sumie to ja nie wiem , cały czas jak się zachowywać w różnych takich sytuacjach damsko-męskich. Nie widziałem takich zachowań, w domu, ojciec nigdy nic matce nie dawał, żadnych tam kwiatów , czy tam czegokolwiek, z dziewczynami za wiele do czynienia nie miałem , co nie oznacza ,że z facetami miałem hahah, zaraz się jakieś zaczną przytyki. No tak wpadłem na pomysł tego diabła, pomyślałem  sobie, jak ta laska powiesi diabła w aucie to znaczy ,ze jest oki. No nie jestem normalny- co zrobić. Ale diabeł się nie pojawił w furze. Nie wiem czy wogóle ktoś inny go nie wyjął zza tej wycieraczki. Później już wpadłem na pomysł,że włożę kartkę , za wycieraczkę, taką z numerem telefonu, że niby chcę kupić  to auto. Ale jeszcze wcześniej śledziłem matiza w drodze do pracy i też nie wiem kto nim jechał wtedy, ale znalazłem profil tej firmy na Nk i już później znalazłem też tam osobę z którą sie spotkałem wcześniej, to wiem na pewno, i rozmawialiśmy przez telefon, zaraz po tym wyśledzeniu, miejsca pracy. Tego jestem pewien też. W sumie to ja Ciebie szukałem wtedy, tylko te włosy tak mnie myliły, miałaś kilka kolorów. A na zdjęciu na Nk jeszcze inne. Ale w kozaczkach z foty na Nk raz Cię widziałem i włosy miałaś czarne wtedy. Na kartce włożonej za wycieraczkę podałem numer GADU GADU, dzień wcześniej założyłem sobie konto. Włożyłem tą kartkę i pojechałem na ryby, zawody jakieś były, ale nie łowiłem, zadzwonił telefon i w sumie to zaskoczony byłem. Powiedziałem -halo i usłyszałem tylko jak ktoś powiedział takim samym tonem- halo. Ton był taki jaki ja byłem ogólnie wtedy, teraz już nie mówię takim tonem. Na gadu gadu też była odpowiedź- auto nie jest na sprzedaż i jeszcze było zdjęcie na profilu, no i to nie było Twoje zdjęcie, ale myślałem że to jakiś żart z tym zdjęciem i w sumie to dobrze myślałem. Bo ja cały czas wiedziałem ,że Ty tam jesteś gdzieś, tak samo jak teraz wiem ,że jesteś. No ale zacząłem sobie tam pisać na gadu gadu z osobą z foty, ale tak naprawdę to z Tobą. Trochę mnie ta sytuacja rozbiła wtedy, nie dałem sobie rady hahahah. Zacząłem fajki palić, ale to już wcześniej kiedyś, jak nie było auta pod blokiem. Do akcji wkroczyła jeszcze jedna kobieta- koleżanka, współlokatorka właścicielki auta. Później okazało się ,że siostra, ale to po jakimś czasie dopiero na to wpadłem. Wcześniej jeszcze była róża za wycieraczką- dla Ciebie, ale zawsze mnie załatwisz, nie mam szans. Później to już mnie to mocno rozbiło, pisałem na tym gadu gadu, różne rzeczy, na koniec jeszcze nakrzyczałem przez telefon na jedną z dziewczyn. Masakra, ale w sumie wrażeń było dużo, co nie usprawiedliwia takich zachowań z mojej strony. Tak ogólnie to do wszystkich zdarzeń z dzieciństwa, które podcinały mi skrzydła, później doszedł jeszcze długi , kilka razy przerywany i rozpoczynany od początku związek z matką mojego syna , która też mi dobrze dokładała zawsze. Jak tak wszyscy powtarzają - głupi jesteś, nie uda ci się , nie poradzisz sobie, co? ty chcesz coś tam zrobić? hahaha. Od matki syna słyszałem - jesteś nieudacznikiem , każdy jest od ciebie lepszy, nic nie potrafisz, jesteś beznadziejny, itd itp. A zaraz po tej akcji z matizem śmiała się i pytała czy jej nie chcę na kawę zaprosić, bo z tą kawą to była sugestia koleżanki, współlokatorki. Zaproś ją na kawę. W sumie to nie byłem nigdy chyba na kawie z kobietą , co nie oznacza ,że byłem z facetem hahahah. Szkoda ,że nie poszliśmy na kawę w ten wieczór kiedy spotkaliśmy się na przystanku, ale chyba tak miało być. Za to niedopatrzenie to przepraszam, no ale trudno się było zorientować o co chodzi, w sumie to cały czas nie wiem , ale tak jakoś się cieszę kiedy czuję Twoją obecność w moim życiu. 

88888888 : :
cze 01 2014 SZKOŁA
Komentarze: 0

Chodziłem do wielu szkół i w sumie to w każdej się czegoś nauczyłem, ale skończyłem tylko jedną. Trochę lipa, jak trzeba gdzieś wpisać wykształcenie- podstawowe. Ludzie pewnie od razu sobie myślą -jakiś debil, nawet zawodówki nie skończył. Mógłbym mówić , czy pisać co tam mi do głowy przyjdzie, czasami tak robiłem, ale po co. Przecież to nie jest ,aż takie ważne jaką się szkołe skończyło, tzn. jest ważne, ale dla tego kto tą szkołe taką czy inną skończył, ale tak dla ludzi, jakie to ma znaczenie co tam sobie o mnie ktoś pomyśli. Przecież jak bym chciał to bym sobie skończył jakąś szkołę. Nawet to liceum do którego zacząłem chodzić kilka lat temu. Nie pasowały mi te weekendy. Żebym miał babcie i dziadka , takich żeby coś tam chcieli porobić z moim synem, ale oni jakoś tak nie palili się, miałem wrażenie ,że im przeszkadza, jak muszą z nimw domu siedzieć kiedy ja w tym liceum byłem w niedzielę. Ogólnie to tam wesoło było, lubiłem tam chodzć, fajna była ekipa. Tylko o syna chodziło. Tak poza tym to było wporzo wszystko. Takie szkoły finansowane z funduszy unijnych to taka ściema, chodzi tylko o to żeby frekwencja się zgadzała. Jakieś prywatne , za kasę tęż pewnie tak funkcjonują. Może mnie na strażaka nie przyjmą do OSP z podstawowym hahahh, to będę musiał znowu iść do szkoły. W sumie to znowu by wesoło było, tylko już chyba przekroczyłem limit wieku. Podstawówkę skończyłem bez problemów, ale później się już nie miałem ochoty dalej uczyć. Taki bunt nastolatka. Pół roku w zawodówce- zawód elektromechanik maszyn i urządzeń. Straszne nudy, prymusem byłem , same piątki, tak krzywo na mnie zaczęli patrzeć kumple, ale ogólnie przedmiot elekromechanika to mnie nudził, męczył. Na praktykach to już wogóle była masakra. Z dwa miesiące skręca;liśmy jakieś wyłączniki- WK 5P. Później frezarki, tokarki , jaja sobie zaczęli ze mnie robić jakieś oszołomy ze starszych klas i to mnie już definitywnie zniechęciło do tej szkoły, ale ogólnie to nie kręcił mnie jakoś ten fach. Pół roku sobie wychodziłem tylko rano do szkoły i zwiedzałem miasto i okolicę.  W nastepnym roku Zasadnicza szkoła kolejowa. Pociągi zawsze mnie kręciły, bo mieszkam przy torach. Zawód też coś podobnego- elektromonter. Nie mogłem się odnależć generalnie wśród innych luidzi w tej szkole. Tak ogólnie jeszcze w podstawówce też miałem problemy z takim odczuciem ,że nie jestem akceptowany, no nie wiem jak to określić, bałem się generalnie czegoś, ludzi ogólnie. Jeszcze mnie straszyli kumple co to tam się będzie działo w tych szkołach. W podstawówce to dopiero tak w 4 klasie się z ludźmi jakoś zaprtzyjaźniłem, może w trzeciej. Pierwsze dwie klasy to praktyczne przemilczałem , no tylko odpowiadałem na pytania nauczycieli. Trzy lata zawodówki , to trochę mało by było ,żeby się przyzwyczaić do nowej sytuacji, już taki byłem wtedy. Do tej kolejowej szkoły chodziłem z dwa miesiące, później znowu zwiedzałem miasto i okolicę. Jeszcze był epizod w sumie dwa w szkołach- włokienniczych. W jednej okazało się że miałem być jedynym chłopakiem w klasie- to już wcale nie poszedłem , nawet na jedną lekcję, w drugiej szkole też to był zespół szkól włokienniczych, a zawód, chyba dziewiarz. Byłem jeden dzień. Chyba jeszcze był jakiś chłopak , może nawet kilku, nie pamiętam dokładnie. Miałem trochę fryzurkę wzbudzającą śmiech wśród płci przeciwnej, no i jak parsknęła smiechem jakaś laska, to już na drugi dzień znowu sobie poszedłem gdzieś przed siebie. Tak się włóczyłem po mieście, jeżdziłem tramwajamiu, autobusami, czasami pociągiem gdzieś pojechałem. Jak tak sobie sam szedłem to nikt się mnie nie czepiał, że tam coś nie takie- włosy, ciuchy, czy tam nie wiem co jeszcze sie tym ludziom nie podobało, często też słyszałem ,że chudy byłem. No byłem , ale bez prtzesady, co to ja jeden chudy byłem, ale do mnnie się tak jakoś przyczepiali ci ludzie, a może ja jakiś byłem przewrażliwiony, na ten śmiech. No i tak sobie te trzy lata spędziłem chodząc przez większość czasu po mieście. A później już poszedłem do pośredniaka, żeby mnie skierowali do jakiejś pracy, mogłem sobie wybierać jaki vhciałem zawód. Byłem z koleżką takim, wybraliśmy razem zawód stolarza, ale on badań nie przeszedł pozytywnie, ale ja poszedłem do tej pracy. Trzy miesiące było takiego niby przeszkolenia, ale w sumie to normalnie pracowałem na produkcji. Spoko była robota, fajna ekipa, nawet widziałem niedawno jednego koleżkę - Sławka- Romana.  Było kilka osób tam takich na tym przyuczeniu, nawet pdobała mi się ta robota, ale męcząca. Hałas, i naprzerzucać dech też się trzeba było. To co teraz robię to naprawdę w porównaniu z tamtą robotą jest relaks. W sumie to zawsze sobie tak myślałem, jak się tak szwendałem po mieście, że chciałbym mieć taką pracę w której nikt się nie będzie do mnie czepiał o nic. Teraz tak mam, pełny luz. Na tej stolarni też było spoko, ale praca na pewno bardziej męcząca, zarobki też cienkie. Później poszedłem do wojska. Jak już się urwałwem z wojska to znowu pracowałem jako stolarz, ale to juz pisałem, o Kaśce. Noi i tak już zostało to wykształcenie podstawowe. Ale co tam , się marszczyć jest jak jest, jak się komuś nie podoba no to co ja mu poradzę. W sumie jak bym tak zsumował te wszystkie szkoły, to by się uzbierało- zaraz policzę- no z rok chodziłem do tych wszystkich szkół chyba hahahh. Jedna trzecia zawodówki. Mogę mówić- niepełne zawodowe hahahahh. Wykształcenie- zawodowe, niepełne hahahah Nie no żartuję. Wykształcenie- podstawowe, ale stać mnie było na więcej, tylko tak wyszło akurat.

88888888 : :